sobota, 19 stycznia 2013

Rozdział 3

Narkotyk zaczynał działać. Drgał na całym ciele od wysokiej gorączki. Na zamianę oblewał go zimny, to gorący pot. Pod zamkniętymi powiekami niespokojnie obracały się gałki oczne. Dłonie zacisnął w pięści, głowę odchylił do tyłu. KRZYK. Pełen bólu, rozpaczy. Proszący o litość, o śmierć. Przed oczami przelatywały wspomnienia. Strach. Oddech, coraz szybszy, coraz bardziej spazmatyczny. Z braku tlenu kręciło mu się w głowie. Obrazy znikły. Nastała ciemność.
***
Otworzył oczy. Ostre światło oślepiło go na kilka minut. Kręciło mu się w głowie. Po kilku minutach zaczął zauważać rozmazane kształty. Z powodu narkotyku jego źrenice nie zwężały się.
- Jak się nazywasz? - nie mógł zorientować się skąd dobiega głos. Zwlekał z odpowiedzią. Zaczął się dusić. W pierwszym odruchu chciał podać swój pseudonim, ale coś zmusiło go do udzielenia prawdziwej odpowiedzi.
- Duo de Num - wykrztusił wreszcie.
- Kim jesteś?
- Agent Specjalny do spraw Nadzwyczajnych.
Mężczyzna szarpnął się, chciał rzucić się na postać, która stanęła przed nim. Zadźwięczały łańcuchy, rozległ się huk wystrzału. Skazaniec jęknął, gdy jego noga wybuchła okropnym bólem.
- Uspokój się i odpowiadaj na pytania! Opowiedz mi dokładnie wszystko, co wiesz o operacji Cerebro.
- Ma na celu zgromadzenie w jednym, bezpiecznym miejscu 5 dzieci, których zadaniem będzie ocalić świat przed autodestrukcją.
- Dlaczego Ziemia miałaby się unicestwić?
- Poziom lawy w wnętrzu ziemi wzrasta. Jej temperatura także. Jeżeli nadal będzie rosnąć planeta wybuchnie.
- Podaj nazwiska tej 5.
- Znam tylko jedno. Nina Carlington.
Zabierzcie go! - powiedziała kobieta z obrzydzeniem na twarzy odchodząc od mężczyzny na środku. - I podajcie mu to. - wręczyła jednemu z strażników mały flakonik. Tamten niezwłocznie wlał jego zawartość do gardła więźnia.
Zmuszony do wstania mężczyzna chwiał się na nogach. Pod podartą koszulą widać było wystające żebra. Postrzelona kostka mocno krwawiła. Pomimo wszelkich starań nie był w stanie na niej stanąć. Upadł. Zaczął się czołgać ciągnąc za sobą chorą nogę. Kopniaki straży i jej szyderczy śmiech bynajmniej mu nie pomagały. Chropowata podłoga z łatwością przecinała skórę. Gdy już udało mu się dojść do celi, padł bez czucia na ziemię. Jeden z oprawców rzucił za nim zwitek bandaży i plastrów.
***
Jęknął, gdy zalała go potężna fala bólu. Rozejrzał się, starając w miarę się nie poruszać. Dziwne, rozmazane widzenie znikło. Zauważył rzucone obok środki pierwszej pomocy.Sięgnął po nie. Pokonując ból oczyścił i zabandażował rany. Starał przypomnieć sobie, co się stało przed utratą przytomności. Jednak było to z góry skazane na niepowodzenie. Wiedział, że dostał serum prawdy, które powodowało zaniki pamięci, podczas jego aktywności w organizmie. Doskonale zdawał sobie też sprawę z tego, że jeżeli dalsze przesłuchania będą tak wyczerpujące, to w końcu ich nie wytrzyma i umrze z wyczerpania. Musiał szybko opracować odpowiedni plan. Bo był pewny, że czasu, to on zbyt wiele nie ma.
***
Jack pozwolił Ninie nie iść do szkoły. Sam pojechał skoro świt do pracy.
W całej rezydencji rozległ się dźwięk dzwonka. Dziewczyna oderwała się od metodycznego przeszukiwania pokoju rodziców. Otworzyła drzwi. W progu zobaczyła trzech postawnych mężczyzn w czarnych garniturach.
- Czy panna Nina Carlington jest w domu?
- To ja. O co chodzi?
- Chcielibyśmy zadać pani kilka pytań. Pozwoli pani z nami? - wskazał na czarny samochód stojący na parkingu.
- Oczywiście. Tylko napiszę Jack'owi notatkę i zabiorę kilka niezbędnych rzeczy.
Dziewczyna zebrała się w przeciągu kilku minut i podążyła za agentami do samochodu. Jak tylko znalazła się w środku, otaczający ją mężczyźni przestali grać. Jeden z nich złapał ją za ramiona i ścisnął tak, aby drugi z nich mógł związać razem nadgarstki. Starała się ich kopnąć, ale byli poza jej zasięgiem. Z wprawą złapali ją za kostki u nogi i mocnym węzłem unieruchomili. Aby dokończyć dzieła zasłonili jej oczy i zakneblowali. Jedyne, co mogła teraz robić, to wsłuchiwać się w ryk silnika. Podróż nie trwała długo. Wywlekli ją z samochodu i zaciągnęli do jakiegoś pomieszczenia. Posadzili na krześle. Wyciągnęli knebel i odsłonili oczy. W pomieszczeniu było dość ciemno. Usłyszała, jak otwierają się drzwi. Po chwili stanęła przed nią kobieta.
- Dlaczego mój gość jest związany?! Macie go natychmiast oswobodzić! - ktoś szybko rozwiązał sznury. Nina roztarła nadgarstki. - Moja droga. Przepraszam cię za zachowanie tych debili. Mam nadzieję, ze nie zrobili ci krzywdy.
- Nic mi nie jest.
- Uf, to dobrze. Może coś zjemy? Tutejsi kucharze na prawdę dobrze gotują.
Nie czekając na odpowiedź, poprowadziła ją do innego pokoju. Światło wpadające do pomieszczenia przez okno panoramiczne na chwilę ją oślepiło. Z okna roztaczał się piękny widok na zatokę. Mniej więcej na środku pokoju stał stół zastawiony znakomitymi potrawami. Jej przewodniczka usiadła na jednym z miejsc, wskazując jej drugie. Przez chwilę jadły w milczeniu.
- Zapewne zastanawiasz się, dlaczego tu jesteś.Otóż potrzebuję twoich umiejętności. Zapewne już od dawna wiesz, że Ziemia dąży do autodestrukcji. Chcę wiedzieć dokładnie, kiedy to ma nastąpić. Podam ci wszystkie potrzebne informacje. Jeżeli wypełnisz swoją część, ja w zamian wypuszczę twoich rodziców.
- Chcę ich najpierw zobaczyć.
- Zgoda. Chodź.
Zeszłyśmy po schodach na niższe poziomy. Zobaczyłam długi korytarz. Z obu stron ciągnęły się rzędy cel.
- Jestem pewna, że znajdziesz swoich rodziców. Cele numer 154 i 136. Masz godzinę, żeby tu wrócić.
Nina szła powoli, zaglądając do każdej z cel. Większość ludzi leżała na ziemi bez czucia. Część więźniów rzucała się na kraty wrzeszcząc, gdy przechodziła obok. Po kilku minutach znalazła cele swoich rodziców. Byli nieprzytomni. Na ich ubraniach i twarzy zastygła krew. Oddychali przerywanymi, szybkimi zrywami. Nie mogła na to patrzeć. Uznała, że pójdzie dalej i zobaczy, co kryje się w kolejnych celach. W celi numer 184 znajdowała się młoda kobieta. Jej fioletowe od sińców ciało drżało spazmatycznie. Jednak nie to wywarło na Ninie tak wielkie wrażenie. Gdy dziewczyna przechodziła obok celi, więźniarka spojrzała na nią błagalnie swoimi dużymi, kocimi oczami. Gdy Nina na nie popatrzyła, w jej umyśle pojawiły się wizje. Widziała wymyślne tortury, słyszała jej krzyki, czuła jej ból. Kobieta odwróciła głowę i w jednym momencie wszystkie obrazy znikły. Wystraszona dziewczyna szybko ruszyła dalej. W celi na końcu korytarza leżał mężczyzna. Gdy tylko ją zobaczył poczołgał się do drzwi celi i wyszeptał:
- Nina Carlington! Jestem Duo de Num. Miałem do wykonania misję. Miałem przenieść ciebie i twoją rodzinę do bezpiecznego miejsca, zanim dopadnie was Diavolo Seduzione. Niestety, nie byłem dość szybki. Musimy się stąd uwolnić. Nie panikuj i rób, to o co poprosi, a ja coś wymyślę.
Nina przytaknęła, odwróciła się i pobiegła w stronę początku korytarza. Jednak znalazła tam tylko zamknięte na głucho drzwi i małe pudło wielkości ryzy papieru. Otworzyła je. W środku znalazła potrzebne do obliczeń dane i wykresy. Na samej górze stosu znalazła odręczne zapisaną notatkę. "Masz 7 dni. Podaj mi dokładną datę i godzinę, a będziesz wolna."

sobota, 12 stycznia 2013

Rozdział 2

Wpadające do celi światło odrobinę rozproszyło panujący w niej mrok. Z ciemności wyłonił się zarys człowieka siedzącego na krześle. Chociaż pozycję, w której się znajdował ciężko było nazwać siedzeniem. W łydki wbijała się lina przytwierdzając je do krzesła. Ręce miał założone z tyłu i związane na krzyż w nadgarstkach. Głowa opuszczona. Długie, brudne włosy zwieszały się dookoła twarzy w grubych strąkach. Co kilka sekund na ziemię przed jego stopami spadała kropla krwi przyczyniając się do powstania kałuży. Ubranie miał brudne. Nosił wysokie, wojskowe buty. Były w nie wpuszczone ciemne spodnie. Tors i plecy miał odsłonięte, a na skórze widać było krwawe cęgi po uderzeniach batem. Drzwi celi otworzyły się, wpuszczając trochę więcej światła. Ktoś wszedł do środka. Jego twarz skrywał mrok. Powoli podszedł do człowieka na krześle. Więzień nie poruszył się. Nieznajomy wyciągnął dłoń i zacisnął ją na jego włosach. Mocno pociągnął odginając głowę do tyłu. Światło oświetliło twarz skazańca. Wyglądał okropnie, ze złamanego nosa ciekła mu krew. Usta spierzchły i pomarszczyły się. Oczy miał zamknięte i opuchnięte z wielkimi cieniami pod spodem. Na podbródku zdążyła wyrosnąć mu krótka broda. Zapadnięte policzki nosiły ślady bicia. Brał krótkie, urywane oddechy przez usta. Postać za nim zawołała go. Nie zareagował. Istota zgięła dłoń w pięść i uderzyła w wargę. Z rozciętych st zaczęła ciec krew. Cienką strużką spłynęła po krzywiźnie wargi. Mężczyzna rozchylił odrobinę bardziej usta zlizując łapczywie posokę. Nadal nie otwierał ozu. Za nim odezwała się kobieta:
- Widzę, że już się obudziłeś. - skazaniec nie odezwał się. - Czyżbyś nie chciał rozmawiać? - chwila ciszy. - Zobacz, przyniosłam ci coś, co na pewno pomoże w rozwiązaniu twojego języka. - podeszła do więźnia i złapała go za żuchwę, wlewając mu do gardła płyn. Jednocześnie zatkała mu nos. Z trudem przełknął ciecz i nabrał duży haust powietrza. Opuścił głowę, podczas gdy postać bez słowa wyszła.

***


- Nie wierzę w to! Jak oni mogli mnie nie wpuścić! Przecież jestem dzieckiem ofiary!
- Nin, nie denerwuj się. Tylko byś tam przeszkadzała. Bardziej im pomożesz odpowiadając na pytania.
- Ale... To mam to tak po prostu zostawić? Przecież tu pracują same bezmózgi.
- Uzbrój się w cierpliwość. Robią co mogą, a śledztwo zawsze trwa trochę czasu. Na pewno powiadomią nas, jak coś ustalą. A tymczasem chodźmy do tej pizzerii na rogu.

sobota, 24 listopada 2012

Rozdział 1

Młode, gibkie ciało lekko wylądowało na siodełku. Dłonie umieszczanie na kierownicy instynktownie odnalazły hamulec. Pedał gazu wolno opadł. W powietrzu zawibrował ryk rozpalanego silnika. Motor wystrzelił przed siebie i już po chwili mknął po praktycznie pustych o tej porze ulicach. Do zwiększającego się turkotu silnika dołączył czysty, delikatny śmiech. Choć zdecydowanie wyrażał wolność i szczęście można w nim było dostrzec nuty irytacji, gniewu i żalu. Śmiech należał do 15-letniej dziewczyny o pięknych, długich, kasztanowych włosach, sięgających jej do tali. W jej delikatnych, niebieskich oczach płonęły wesołe ogniki rozjaśniając twarz. Miała duże pełne usta wykrzywione w zgrabnym uśmiech odsłaniającym śnieżnobiałe zęby. Była dość szczupła. Jej skóra o kolorze kakao mieniła się w blasku słońca. Widać było, że jest wysportowana. Miała na sobie opinający, czarny T-shirt i i jasne, krótkie spodenki.
Koła zachrzęściły na żwirowym podjeździe. Nina zgasił silnik i zwinnie zeskoczyła z motoru. Przed nią piętrzył się dom. Obłożony delikatną, białą kostką, z ogromnymi oknami  i pobielanymi kolumnami. Obok znajdowały się stajnie, a po drugiej stronie garaże i składy. Poszła w ich kierunku. W jednej z szop przebrała się w strój kąpielowy. Z deską pobiegła w stronę wybrzeża. Już po chwili stała na brzegu. Weszła do wody. Kiedy fale zaczęły jej się obijać o kolana położyła się i spokojnie wiosłowała rękami. Poczuła jak ogarnia ją spokój. Z gracją stanęła na desce starannie wybierając miejsca oparcia stóp. Przygotowała się do złapania kolejnej fali. Już po chwili znalazła się n jej grzbiecie. Zamknęła oczy. Wyczuwała zachowanie deski, starała się do niej dopasować. Instynktownie pochyliła się wpadając w rytm morza. Już nie była tylko człowiekiem. Była częścią deski. Zlała się z nią w jedną całość. Podświadomie dopasowywała się do otoczenia. Fala załamała się tworząc tunel. Nina krążyła po jego ścianach. Czuła przypływ adrenaliny, chciało jej się krzyczeć, śmiać. Wypłynęła i zaczęła przygotowywać się do ataku na kolejną falę, kiedy usłyszała krzyk:
- Nina! Hej!
Rozejrzała się w okół. Podpłynął do niej opalony chłopak. Miał postawną sylwetkę, jasne włosy i duże, ciemne oczy. Wyhamował deskę i zsunął się do wody. Dziewczyna zrobiła to samo.
- Hej Michael. Co tu robisz? Słyszałam, że wolisz surfować po większych falach niż te.
- Nie przyszedłem tu, aby się z tobą sprzeczać. Twój brat cię szuka po całej rezydencji.
- Dziękuję za informację. A teraz nie zabieraj mi więcej czasu.
- Na prawdę powinnaś do niego pójść. Wyglądał na bardzo zdenerwowanego.
Nina złapała deskę i pobiegła z powrotem w stronę domu. Zobazyła brata wychodzącego ze stajni. Podeszła do niego krzycząc:
- Jack!
Popatrzył na nią. W oczach miał smutek, pomimo, że na ustach pojawił się uśmiech. Delikatnie objął ją ramionami.
- Nin! Dobrze, że cię widzę. Martwiłem się, gdzie jesteś. Choć do środka. Musimy porozmawiać.
Dziewczyna nie sprzeciwiła się. Ruszyli powoli w stronę domu. Weszli do sieni, a później dalej, w stronę pięknie urządzonego salonu. Jack wskazał jej jeden z foteli przy kominku. Sam zajął miejsce na przeciwko.
- Nina, nie będę owijał tego w bawełnę. Rodziców nie ma. Ich samochód znaleziono w lesie. Ktoś wybił szyby i przestrzelił koła. - z jego oczu popłynęły łzy. Nina patrzyła się na niego z niedowierzaniem. Czuła pustkę, jakby całe życie zamarło czekając na dalszy ciąg. Wiedziała, zę musi go jakoś pocieszyć. Objęła go ramieniem i mocno przycisnęła do siebie.
- Jack, oni nie są martwi. Wierzę, że możemy ich odnaleźć.
- To niemożliwe. Od rana szuka ich policja z wszystkich komisariatów na Hawajach.
- Musisz tylko w to uwierzyć. Odznaczamy się nieprzeciętną inteligencją, mamy pieniądze. Jesteśmy w stanie ich odnaleźć i to zrobimy.
Dziewczyna chwyciła torebkę i ciągnąc za sobą Jacka poszła do samochodu.